Felix Net i Nika - Pałac Snów



Klasa druga a, do której mieli teraz chodzić Felix i Net, wbiegła do swojej sali. Wszyscy zajęli miejsca sprzed wakacji. Miejsce Niki pozostało puste. Pani Jola Chaber, wychowawczyni, uśmiechała się promiennie, widząc znów swoich uczniów. Nawet jeżeli dla niektórych z nich pierwszy dzień roku szkolnego nie był szczególnie szczęśliwy, to przynajmniej wszyscy byli zgodni co do tego, że pani Jola jest najwspanialszą wychowawczynią w granicach poznanego wszechświata.

Obok jej biurka stało dwóch nieznajomych chłopaków. Dopiero po chwili, gdy zamieszanie ucichło, wszyscy ich zauważyli. Zapadła cisza, a pani Jola wstała.

- Poznajcie nowych kolegów - oznajmiła. - Przyszli do nas z innej szkoły. To Gerald i Gilbert.

Gerald, wysoki blondyn o błękitnych oczach uśmiechnął się uprzejmie. Miał na sobie jeansy, modną bluzę i białe, sportowe buty. Wszystkie elementy jego stroju wyglądały, jakby dopiero co zostały kupione w najdroższym sklepie sportowym. Gilbert, niski brunet o bystrym spojrzeniu ukłonił się lekko, jakby miał zacząć jakiś występ. Jego strój sprawiał wrażenie nieco niestarannego. W ręku trzymał plecak typu kostka z napisem Kult.

- Za co was wyrzucili? - zapytał Lucjan, najwyższy chłopak w klasie.

- Nie wyrzucili ich - wyjaśniła wychowawczyni.

- Zamknęli szkołę.

- Splajtowała - sprecyzował Gilbert.

- Mieliśmy tego nie mówić? - westchnął Gerald.

- To szkoła może splajtować? - zdziwił się Net.

- Dżizas... Gaśmy zbędne żarówki.

Nowi, odprowadzani ciszą, przeszli przez salę i zasiedli w ostatniej ławce.

- Nie mogła splajtować jakaś szkoła z dziewczynami? - szepnął pod nosem Net.

- Przydzielali ich chyba alfabetycznie - odszepnął Felix. - Nam przypadła litera g. Widocznie nie było żadnej Genowefy, Gryzeldy ani Gościsławy.

Lekcja z wychowawczynią miała mieć charakter organizacyjny, ale i tak przegadali cały czas, opowiadając o wakacjach. Felix i Net z przykrością milczeli, słuchając tylko opowieści innych. Dopiero, gdy rozległ się dzwonek na przerwę, pani Jola przypomniała sobie, o czym miała rozmawiać z uczniami. Zdążyła tylko powiedzieć, że plan lekcji i zajęć dodatkowych jest wywieszony w gablotce na parterze.

- Co z tą Niką? - zapytał Net, gdy wyszli na korytarz.

- Ostatni raz widzieliśmy ją tydzień temu - przypomniał Felix. - Coś się mogło stać...

- Może powinniśmy do niej wpaść?

Felix zastanowił się chwilę. Sprawa nie była prosta, bo urwanie się z kilku lekcji pierwszego dnia szkoły zrobiłoby na nauczycielach fatalne wrażenie. Z drugiej strony byli jedynymi przyjaciółmi Niki. Byli w ogóle jedynymi osobami, które mogły jej pomóc, gdyby coś się stało. Nika nie miała telefonu. Mieszkała sama, w półtorapokojowym mieszkanku na warszawskiej Pradze. Jej rodzice nie żyli, a dziewczyna ukrywała ten fakt, by nie trafić do domu dziecka.

Rozległ się dzwonek na trzecią lekcję. Felix westchnął i zadecydował:

- Jedziemy. Urwiemy matmę i historię.

Zeszli na parter, ale nim doszli do portierni, drzwi otworzyły się i do środka weszła Nika we własnej osobie. Zauważyła chłopców i uśmiechnęła się do nich, choć uśmiech ten nie był tak promienny jak zawsze. Wyglądała niby jak zwykle: czarne martensy, czarna spódniczka z metalowym łańcuszkiem na klucze i jeansowa kurteczka, ale brakowało w tym wszystkim charakterystycznej dla niej energii. Rude włosy jakby mniej się kręciły, a podkrążone oczy mniej błyszczały.

- Dżizas! - przeraził się Net. - Wyglądasz, jakby cię przejechały schody ruchome!

- Dzięki za szczerość. - Dziewczyna próbowała się uśmiechnąć. - Widziałam się w lustrze.

- Nie mogłaś spać?

- Gorzej. Nie mogłam się obudzić. Śniły mi się jakieś koszmary... Nie wiem. Przespałam budzik.

- Uwielbiam koszmary. Znaczy... takie tam softowe koszmary. Te twoje to chyba były w wersji hard. Coś pamiętasz?

Nika zaprzeczyła.

- Luz. - Poklepał ją po ramieniu i ruszyli na górę.

- Koszmary to nie seriale. Prędko się nie powtórzą. Już myśleliśmy, że będziemy w kostnicy identyfikować twoje zwłoki.

- To miło, że się martwiliście. - Nika uśmiechnęła się. - Macie nasz plan lekcji?

- Mam go od tygodnia. Ściągnąłem sobie ze szkolnego serwera.

- Eftep nie zabezpieczył sieci po tej aferze ze stopniami? - zdziwił się Felix.

Eftep był nauczycielem informatyki, a przy okazji zajmował się szkolnymi komputerami. Mimo, że jego specjalnością były zabezpieczenia sieci komputerowych, wejście do szkolnego komputera było bardzo proste. Tym bardziej dla Neta, który znał się na tym doskonale.

- Może i zabezpieczył. - Net wzruszył ramionami.

- Przez te jego nowe zabezpieczenia mógłby przepłynąć płetwal błękitny z rodziną i nikt by tego nie zauważył.

Nika parsknęła śmiechem. Widać było, że towarzystwo przyjaciół szybko poprawiło jej nastrój.

Zatrzymali się przed drzwiami sali matematycznej. Słychać było wyraźnie Ekierkę, ich matematyczkę, która już się rozkręcała.

- No właśnie... - szepnął Net. - Zawsze mam ten problem: kulturalnie zapukać, przerwać nauczycielowi i zacząć twórczo ściemniać, dlaczego się spóźniłem, czy przemknąć po cichu, kłaniając się do ziemi.

Wybrali rozwiązanie pośrednie. Otworzyli drzwi bez pukania i zaczęli przepraszać, przesuwając się w kierunku swoich miejsc. Ekierka miała dobry humor, więc machnęła tylko ręką.

- A siadajcie, siadajcie...

Gerald obrzucił Nikę uważnym spojrzeniem. Net, widząc to, zmarszczył brwi.

************************************************************************************************

Następnego dnia Nika wyglądała jeszcze gorzej, choć tym razem przynajmniej dotarła do szkoły przed ósmą.

- Wymusiłaś pierwszeństwo na Ikarusie?! - przeraził się Net, widząc ją w hallu. - Kobieto, zrób coś ze sobą! Wyglądasz jak własne odbicie w witrynie sklepu mięsnego. Może pij ciepłe mleko przed snem?

- Podnosisz mnie na duchu... - zgryźliwie mruknęła Nika.

- Może powinnaś odwiedzić doktora Jamnika?

- Dzięki - Nika uniosła ręce w obronnym geście.

- Jeszcze będzie chciał wezwać moich rodziców. Sama jakoś sobie z tym poradzę.

- Ja uważam, że wyglądasz pięknie - odezwał się Gerald, stojący kilka kroków dalej.

- Pięknie? - parsknął Net. - Mogłaby dostać rolę u George'a Romero.

- Więc to znaczy, że zwykle wyglądasz jeszcze piękniej? - zapytał Gerald, unosząc brwi.

Nika uśmiechnęła się skromnie, a Net spojrzał na intruza szeroko otwartymi oczyma.

W tym momencie pojawiła się reszta klasy, co przerwało dalszą dyskusję. Dotarli do sali geograficznej i zaczęli rozpakowywać torby. Kilka zeszytów i książek Niki wysunęło się jej z rąk i spadło na podłogę. Dziewczyna kucnęła, żeby je pozbierać.

- Wstań! - Gerald objął ją delikatnie i pociągnął w górę. Posłał jej powłóczyste spojrzenie. - Pozbieram to.

Nie zdążył, bo na zeszyty rzucił się Net.

- Ona nie jest paralityczką - warknął. - Nie trzeba jej pomagać... aż tak. - Położył zeszyty na ławce.

- Zawsze się tak zachowuje? - Gerald uśmiechnął się do Niki, kompletnie ignorując Neta.

Nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, do sali wyprostowanym krokiem weszła pani Konstancja Konstantynopolska, geograficzka. Wszyscy rzucili się na swoje miejsca, jakby przez drzwi wpłynął lotniskowiec w pełnej gotowości bojowej.

- Dzień dobry! - powiedziała nauczycielka. - Mam nadzieję, że wakacje były udane, bo teraz możecie o nich zapomnieć. Nadszedł czas ciężkiej pracy. Do matury już tylko parę lat.

************************************************************************************************

W strugach deszczu tramwaj wyglądał jak ponury okręt, sunący przez kanał portowy. Światło reflektora migotało w tysiącach kropel. Ludzie wewnątrz byli tylko zamazanymi cieniami. Do uszu chłopców dotarł dziwny dźwięk. Był to jakby rytmiczny, narastający z każdą chwilą stukot. Gdyby nie to, że znajdowali się w mieście, pomyśleliby że to odgłos galopujących koni.

Tramwaj zbliżał się do miejsca, w którym stali. Wtedy nagle wyskoczyła zza niego wielka, czarna karoca, zaprzęgnięta w trzy pary koni. Wyprzedziła tramwaj, ochlapując zaskoczonych chłopców wodą. Nie widzieli woźnicy, a jedynie powiewający jak czarna chorągiew cień jego peleryny. Blade latarenki po bokach siedziska zamigotały chwiejnymi płomykami. Pędzące konie błysnęły wyszczerzonymi zębami i białkami oczu. Strzelił bicz. Poczuli ciepło, bijące od koni i charakterystyczny zapach rozgrzanych zwierząt.

Żeby uniknąć zderzenia, tramwaj przyhamował ostro, błyskając czerwonymi światłami. Karoca wydawała się potężna, była wyższa od tramwaju. Znikła w szarej kurtynie deszczu równie nagle, jak się pojawiła. Wolno cichł tętent kopyt. Pozostał tylko oddalający się łoskot starego pojazdu szynowego. Pół minuty później po całym zdarzeniu ulica znów stała się opustoszała i zwyczajnie mokra.

Chłopcy spojrzeli na siebie.

- Ja bym tu dłużej nie stał - odezwał się Net.
Dzisiaj stronę odwiedziło już 2 odwiedzający (3 wejścia) tutaj!

Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja